Maniacka 10 – z wiatrem i pod wiatr
Ochłonąłem. Od startu w Maniackiej Dziesiątce minęły dwa dni. Przyszedł, więc czas na spisanie wrażeń, na krótkie podsumowanie, zimną analizę. Powinienem ten wpis zacząć od słów: „jest radość”, bo udało mi się zrealizować przedstartowe założenia. Pobiegłem poniżej 43 minut, czas netto wyniósł 00:42:49. Nastąpiło spełnienie oczekiwań, spełnienie totalne. Potrafię określić realne oczekiwania i je zrealizować. Ze startu na start przychodzi mi to coraz łatwiej. Kolejne starty, natomiast określają stopień wytrenowania. To jest taki drogowskaz na drodze samodoskonalenia, bo tak chyba mogę określić fakt trenowania i uczestniczenia w imprezach biegowych oraz chęci bycia coraz lepszym. Mimo odczuwanej wielkiej dumny z siebie, chcę sobie utrzeć nosa. Przypomnieć, że mimo udanego debiutu na dystansie 10km popełniłem kilka błędów, na które teraz mogę przymknąć oko, ale które w przyszłości mogą okazać się niewybaczalne i zniweczyć kilkumiesięczny okres przygotowań. Nie chcę wyjść na osobnika nie czerpiącego zadowolenia z treningów i startów, katującego się ciągłymi wygórowanymi wymaganiami, podnoszącego zbyt wysoko poprzeczkę. O, nie! Właśnie z dbałości o dobre samopoczucie i radość (w przyszłości) uwzględnić muszę pewne niepożądane zachowania i zweryfikować, wyeliminować …