I kiedy śnię o górach
I kiedy witam wschodzące słońce na skalistym szczycie, a ono maluje pejzaż w dominancie czerwieni. I mglisty opar w doliny spływa, owijając miasta w miękki puch. I cisza jak makiem zasiał gości w uszach. I droga skalista przede mną. I nic, że trud pot ze skroni wyciska. I łza się w oku kręci, a serce z miłości rośnie, bo w górach jest wszystko, co kocham. W czasie, kiedy korporacje medialne walczyły o zyski i oglądalność dla swoich stacji, zatrzymując telewidza przed telewizorami, serwując mu robiące sieczkę z mózgu pożeracze czasu, zbliżaliśmy się biegiem do murowanego z cegły i wielkich skalanych odłamków budynku. Janusz opowiedział mi ciekawą historię schroniska. Otworzyłem oczy, uruchomiłem wyobraźnię i nagle okazało się, że historia wygląda tutaj zza rogu, wystaje z trawy, o historię można się potknąć. Wspaniałe miejsce. Otoczenie wygląda jak alpejska łąka budząca się do życia. Zieleniąca się nieśmiało. Ozdobiona kolorowymi paciorkami kwitnącego kwiecia. I śnieg. Łachy śniegu zalegające w licznych zagłębieniach. I cisza. Cisza kojąca nadwerężone przez odgłosy cywilizacji bębenki. Obudziło mnie wściekłe ujadanie psów. Pewnie zwierzyna wyszła z …