A miało być tak pięknie – mój marudnik
I gdybym, w naszym Polskim zwyczaju, miał porównywać to, co teraz, z tym, co było rok temu, i gdybym miał to podsumować jednym słowem, rzekłbym: tragedia! Bo w zeszłym roku o tej porze: ustanowiłem jeden z celów pośrednich, czyli biegałem swobodnie piętnastokilometrowe odcinki, nie wychodząc poza pierwszy zakres, w tempie 5:00/km. Nie pisząc już o tym, że z każdym kolejnym tygodniem urywałem z tej piątki małe skrawki, aby w szczycie formy biegać pierwszy zakres po 4:45/km i to na pełnym lajcie. Bo w zeszłym roku o tej porze: miałem dwa treningowe miesiące za sobą i 100% realizacji planu-nie planu treningowego. Szedłem jak burza, zaliczając 80km tygodniowo i, przyznam się, było mi mało. Bo w zeszłym roku o tej porze: uwierzyłem w siebie i swoje możliwości. Odkryłem na nowo Amerykę, że jak się coś chce i się uczciwie – z uporem – pracuje, to można po to sięgnąć. Bo w zeszłym roku o tej porze: zmienił się mój biegowy świat, a może to ja się zmieniłem i zamiast błądzić, wziąłem do ręki mapę i podążałem, bez …